24 h temu byłam jeszcze tam.
Wciąż w chaosie, nerwach, oparach środków czystości, pudełkach na książki, workach na śmieci, nadziei na rychły koniec.
Wciąż tam, gdzie byłam przez ostatnie cztery lata. Wciąż tam, gdzie było tak dobrze, gdzie płynęły łzy smutki i radości, gdzie tyle książek, i filmów, i stron napisanych, i sprzeczek ulotnych, i przyjaźni silniejszej niż krew.
18 h temu jeszcze związana strużkami wody potrzebnej do umycia podłogi i tęsknotą, którą powita się jak starego znajomego, bo już nam się zapowiedziała na herbatę.
12 h temu już pomiędzy, tworząca most gorącą kawą i towarzystwem przyjaznych głosów.
6 h temu - w podróży dokądś i skądś.
3 h temu - nagle sama w plątaninie kabli, paczek, siatek, pudełek, bawiąca się w Tetris wersję XXL. Na mistrzowskim poziomie.
W końcu można zmyć z siebie cały ten proces.
Już jestem tu. Jeszcze nie wierzę, nie ogarniam tej przestrzeni, tego czasu. Ogromu błogosławieństwa wylewającego się z ostatnich 36 godzin. A to dopiero poczekalnia pomiędzy jedną stacją a kolejną... coraz bliżej domu.
Przeprowadzka jako metafora życia? Czemu nie.
a kiedyś to ja pisałam wiersze ;)
OdpowiedzUsuńA ja nadal ich nie piszę.
OdpowiedzUsuńTaki mnie jakiś nastrój wczoraj dopadł...