poniedziałek, 25 maja 2015

Happy birthday, sir Ian!

Postanowiłam już dawno nie czekać z okazywaniem uczuć do momentu, w którym jest na to za późno - i choć polecam stosować to na co dzień w życiu prywatnym, tym razem mam na myśli uczucia zachwytu do "znanych i lubianych". Jednemu z brytyjskich rycerzy zdążyłam oddać jedynie hołd post mortem, tym razem jest weselsza okazja.
Davidowi Copperfieldowi, Królowi Edwardowi, Makbetowi,  Ryszardowi III, carowi Mikołajowi II, Kurtowi Dussanderowi, Magneto, Gandalfowi - sir Ianowi McKellenowi wszystkiego najlepszego z okazji 76. urodzin!
A skoro sir Ian, to i film. Widziałam go 10 lat temu z okładem, więc powinnam go sobie odświeżyć przed pisaniem tego tekstu... ale miałam pewne opory. Bo chciałam Wam napisać, jak niesamowite na mnie wrażenie zrobił, kiedy oglądałam go w ciemnej kuchni, w środku nocy i gdy raz po raz dreszcz przechodził mi po plecach. Bałam się, że po latach - i po wielu, wielu innych filmach - to już nie będzie to samo.

Uczeń szatana (1998) w reżyserii Bryana Singera to ekranizacja opowiadania Stephena Kinga, więc od samego początku wiemy, że będziemy się bać. Tylko kogo?
Do wyboru mamy zwykłego amerykańskiego nastolatka i równie przeciętnego amerykańskiego staruszka...
Szybko jednak okazuje się, że bystry nastolatek imieniem Todd rozpoznaje w staruszku niemieckiego uciekiniera? dezertera? z czasów II wojny światowej. W dodatku nie byle kogo - to oficer SS, Obersturmbannführer Kurt Dussander. Oczywiście młody Todd nie informuje o swoim odkryciu nikogo, postanawia jedynie szantażować Dussandera, w celu uzyskania interesujących go informacji. A co go interesuje? Jak to jest: zabić. Jak wyglądały obozy koncentracyjne, jak czuje się człowiek w mundurze nazistowskim, jak to się wszystko działo...
Miłe złego początki, chciałoby się rzec. Przecież starszy, chory człowiek, który zrobił naprawdę wiele, by uciec i zapomnieć, mógłby nauczyć niewinnego niby jeszcze chłopca, w jaki sposób zło się rozprzestrzenia i dlaczego nie należy go nazbyt gorliwie szukać - problem jednak w tym, że możemy zrobić naprawdę wiele, żeby uciec i zapomnieć, ale się nie da. Nierozliczona przeszłość, zło, z którym się nie rozprawimy, zawsze wróci. 

Kurt i Todd wpadają w sam środek spiralnego labiryntu i zataczają coraz szersze koła. To nie opowieść o nazizmie, ale, tak po prostu, o istocie zła. O tym, że fascynuje i hipnotyzuje. Wpija się w nasz umysł i nawet jeśli zostanie odrzucone - wraca. O tym, że przeważnie kat sam bywa czyjąś ofiarą. O tym, że nawet najmniejsza powierzona nam nad kimś władza może prowadzić do wypaczeń (co pokazał już dawno eksperyment więzienny Zimbardo, ale King i Singer wspaniale i przerażająco zobrazowali), zwłaszcza kiedy nikt inny nie widzi. O tym, że jesteśmy w stanie zrobić rzeczy, o które byśmy się nie podejrzewali, jeśli ktoś w naszym umyśle podpali lont.


Obejrzałam właśnie dwa fragmenty, które najbardziej wbiły się w moją pamięć - jeden z nich powyżej. Nadal czuję ciarki na plecach, zatem gdybyście kiedyś mieli okazję, polecam. To nie jest film, który się ogląda dla przyjemności, to nie jest film oskarowy (choć kilka nagród dostał, w tym dwa Saturny), ale na pewno jest jednym z tych, który poruszają, zmuszają do myślenia i zapadają w pamięć. A to chyba jest warte tych 90 minut.

Obudzić się w nowej rzeczywistości

Nie będzie korków, kolejek w sklepach, problemów w dostaniu się ani do lekarza pierwszego kontaktu, ani do specjalisty. Nie będzie przepełnionych klas (tych, niestety, od dawna już nie ma) ani zatłoczonych autobusów. To bynajmniej nie moja natchniona wizja, ale spodziewany efekt spełnianych sukcesywnie obietnic wyborczych... wyborców.
Całe mnóstwo zadeklarowało, że wyjedzie z kraju, jeśli wygra Andrzej Duda. 

Całe mnóstwo rysowało na karcie w I turze wyborów sarnę z krzesłem na głowie (serio, serio. też bym nie uwierzyła, gdybym nie widziała zdjęć).
Całe mnóstwo dopisywało Geralta z Rivii, swoich znajomych (z dedykacją!), Latającego Potwora Spaghetti i in. 
Całe mnóstwo stwierdziło, że nie ma na kogo głosować. A teraz elekt im się nie podoba, bo na niego nie głosowali bardziej. Och.

Widząc na zdjęciach ze sztabu PiS wszystkie V z palców, widząc wszystkie obrazki nakłaniające do pozbycia się rządzących nami "ciemiężycieli", ale też widząc i słysząc tych, którzy lamentują nad wynikiem wyborów, upewniam się, że jest dobrze, bo ciemiężycieli, póki co, nie ma. Jest pokój i bezpieczeństwo, jest woda w kranie i prąd w gniazdku, inaczej te wszystkie fejsbuki by szlag trafił, a fejsbukowicze znaleźliby się natychmiast w odpowiedniej izolacji. Jest dobrze, bo jest demokracja, i nikt tych wyborów (stety lub niestety - co kto woli) nie sfałszował. Jest dobrze, bo zastanawiamy się, kto wygra w wyborach parlamentarnych, bo szykujemy wnioski o referenda, bo wciąż mamy głos.

Głos, który marnujemy na sarny z krzesłem na głowie. A który inni wykorzystali, by wybrać tę osobę, która według nich jest najodpowiedniejsza. Mogę się z nimi nie zgadzać, ale muszę szanować właśnie za to, że wzięli odpowiedzialność za swój kraj, który się rządzi takimi, a nie innymi prawami. Twój kandydat nie zdobył odpowiedniej liczby podpisów, by wejść do gry? Nie wszedł do drugiej tury? Nie istnieje? Szkoda, ale według naszych - polskich - zasad, to niczego nie zmienia; wybory się odbędą i musisz wybierać z tych, którzy do nich weszli, bo to są jedyne realne opcje, mające realne konsekwencje. 
A tym, którzy nadal nie wiedzą, dlaczego mieliby jednak poważnie podejść do wyborów (nie tylko prezydenckich) w naszym kraju, pozwolę sobie zacytować Strażników Galaktyki:

Bo jestem jednym z idiotów, którzy tu żyją.
 I tyle - bo miało być o nowej rzeczywistości, a ja wciąż narzekam na tę, która była, jest i pewnie będzie do końca trwania państwowości polskiej. I w którą wpisuje się też Andrzej Duda, który moim kandydatem nie był, którego obecność w Pałacu Prezydenckim mnie nie cieszy, ale też - przynajmniej na razie - specjalnie nie martwi. Bo wczoraj był dzień niezwykły, dzień, który wszystkim chętnym przynosi nowe rozdanie. Byłeś słaby? Możesz być mocny. Byłeś zmartwiony? Możesz się radować. Bo przyszedł Ten, który nieustannie przypomina o tym, że 

Bądź spokojny. Bez względu na to, kto jest prezydentem, Jezus jest Królem
Znów przyszedł. Więc jeśli chcesz, to naprawdę możesz obudzić się w nowej rzeczywistości.

wtorek, 12 maja 2015

Zamiast wpisu

Za płotem trawa zawsze bardziej zielona. Cudzy fotel wygodniejszy. Czyjś szef luźniejszy, czyjś przyjaciel ciekawszy, a czyjaś pensja starcza na więcej. A to nasze, to tam... takie tam. Przyplątało się, to i jest. Kiedyś było inaczej... teraz lepiej jest już tylko u innych.
Właściwie nie wiem, czy ten podpis jest prawdziwy. Część z Was powie, że to straszne, że to smutne, że to ironia losu. Zaśmieje się inna część. A ja patrzę i myślę: jakie to piękne, dostali szansę zobaczyć siebie na nowo. Usłyszeli od siebie samych - a jednocześnie od kogoś zupełnie innego - jacy są wspaniali. Odkryli tyle wspólnych cech, poglądów, ulubionych rzeczy. Dowiedzieli się o sobie nowych rzeczy.
Jeśli wykorzystali tę szansę, mogli wiele zmienić.
Jeśli wykorzystali tę szansę, mogą być dziś, razem, szczęśliwi.