czwartek, 4 czerwca 2015

Odrobina dziecka na co dzień

Bardzo lubiłam rozpoczynać pisanie w nowym zeszycie.
Oczywiście, przyjemność zaczynała się już wcześniej, kiedy te zeszyty były kupowane - krateczka taka, inna, długopis taki, pióro takie, kolor atramentu jeszcze inny... tu pasuje, tam się odróżnia, o, a tu teczki, karteczki, kredeczki, cuda-wianki. Bez specjalnych kaprysów, ale jednak - kupowanie książek i zeszytów było atrakcją ogromną. Potem zaś dylemat ogromny: co do czego? Który zeszyt ładniejszy (więc do bardziej lubianego przedmiotu), a który nieco mniej? Dalej, trzeba podpisać, byle elegancko. Okładki (z papieru, bo dopiero potem plastiki), naklejki. Uff. Ale dopiero się zaczynał ambaras: pierwsza strona do zapisania. Lekcja, temat - a tu krzywo, a tu pętelki nierówno zapętlone, kropki nie takie kropiate, podkreślone krzywo, albo nie tym kolorem. A jak się brzydko napisze, to drapanie żyletką, albo nawet wyrywanie strony! Druga tak samo, trzecia, czwarta... a potem (nie od razu, po kilku latach dopiero) to już niekoniecznie. Potem się może rozmazać, nie podkreślić, skreślić, zamazać. 
Coś we mnie z tej uczennicy jeszcze zostało i myślę, że jest w każdym z nas. Na początku zawsze jest dobrze - ludzie nie mają jeszcze wad, nie odbyła się kłótnia, w pracy jeszcze niczego nie zawaliliśmy, w szkole nie dostaliśmy żadnej jedynki. Kolejne dni, tygodnie i miesiące są coraz trudniejsze, bo nie można zrobić ponownie pierwszego wrażenia, powiedzmy sobie szczerze: jest coraz gorzej.
Jak w komputerze, każdy plik (nawet usunięty) zostawia śmieci. Wiele z nich zabiera o wiele więcej pamięci, niż tak naprawdę potrzebują. Nawet jeśli staramy się porządkować dysk, to w 99% przypadkach założymy też ten o nazwie "varia". Albo "różne". Albo "inne", Albo wszystkie trzy na raz (ten, kto jest bez folderu, niech pierwszy rzuci kamieniem). Wrzucamy różne rzeczy na później, do posegregowania w wolnej chwili - dobrze, że system ma opcję "wyszukaj", bo bylibyśmy biedni.
Z drugiej strony, im dalej w las, tym więcej... doświadczenia.
Już nie jest ważne, jakim kolorem, ale co podkreślić. Co ze sobą połączyć. Co włożyć do zupełnie innej teczki, na samo dno pudła. Co przykleić magnesem do lodówki. Niesamowitą przyjemność sprawia zajrzenie do starych zeszytów i kalendarzy, pełnych zapisków na marginesie, rysuneczków, mapek myślowych, etc. Po kłótni można się pogodzić, w pracy można się doszkolić i zasłużyć na premię, w szkole zdobyć przyjaciół... wszystko przychodzi z kolejnymi kleksami.
Dziecko, które może się wybrudzić przy jedzeniu lub zabawie, to podobno dziecko najszczęśliwsze - i tego nam na Dzień Dziecka życzę. Doświadczajmy jak najwięcej i wypełniajmy nasze kalendarze wszystkim, co tylko w zasięgu ręki i wzroku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz