środa, 26 sierpnia 2015

Zaczarowany ogród

Gdzie byłam, kiedy mnie nie było?
Właściwie nadal mnie nie ma... ale wrodzona piromania nie pozwala mi przestać bawić się sztracheclami. Tym razem jednak prawie same zdjęcia.

Otóż odwiedziłam takie śliczne, kolorowe kurczaczki: 











A oprócz kurczaczków takie roślinki - i obiekty - podziwiałam:










Dlatego pozdrawiamy Was razem: ja, kwiatki i żabki.



A tym, z którymi jestem, kiedy mnie wirtualnie nie ma: dziękuję... (choć nie ja malowałam, to takie podziękowanie z wykorzystaniem infrastruktury drogowej własnowzrocznie znalazłam...)



50k

Wiele lat temu, kiedy siedziałam w dusznej sali ośrodka szkoleniowego dla przyszłych kierowców, usłyszałam, że to, co robimy, to jeszcze nic. Nasz wymarzony plastik pozwoli nam kierować pojazdem, ale kierowcą...
...kierowcą staniemy się po pierwszych 100 000 km.

Z racji niezmotoryzowania długo czekałam na rozpoczęcie odliczania, ale już jutro nastąpi półmetek - 50 000 km. 
Ponad dwa lata. Trasy krótsze i dłuższe, krajowe i zagraniczne. Miejsca znane na pamięć, miejsca, w których GPSy wariują, a mapy nie pomagają (a człowiek czuje się może nie jak osioł, ale na pewno jak Osioł: "Niebieski kwiat i kolce, niebieski kwiat i kolce, niebieski kwiat… Byłoby prościej, jakbym nie był daltonistą!"), miejsca mozolnej nauki jazdy "po znakach", miejsca prostej jak stół, kuszącej autostrady... tak, to ta część zagraniczna. ;-)

Opłaciło się.
Pierwsze nerwowe manewry odeszły w niepamięć, z czystym sumieniem zapraszam innych do wspólnej jazdy i o ile brak skarg wynikał niegdyś pewnie z ich delikatności, to teraz ich włosy nie stają dęba, a oni sami chętnie wsiadają ponownie. [No dobrze, to zazwyczaj ja się denerwowałam bardziej niż pasażerowie...]
Nieustanne modlitwy o zasięg dla GPSa przestały być potrzebne - tzn. modlitwa, jak piosenka u Starszych Panów, jest dobra na wszystko, ale okazało się, że w przeciwieństwie do jakości dróg, znaki są poustawiane dosyć porządnie i można dzięki nim dojechać z grubsza wszędzie. A jeśli o drogach mowa, to ich numery są faktycznie przydatne i nie jest niemożliwym zapamiętać skąd dokąd która biegnie - zaś hasło "jedź na..." jest doprawdy pomocne. Mapy też stały się bardziej zrozumiałe; nie żebym map czytać nie umiała tak w ogóle, ale przez jakiś czas nie potrafiłam przełożyć sobie danych z języka mapy na język "no to gdzie mam skręcić?!".
Jazda stała się tak naturalna, że mogę sobie słuchać już nie tylko muzyki, na której nie muszę się skupiać, ale i audiobooków - co znacznie wsparło moją działalność audioczytelniczą, na którą w innych momentach dnia zazwyczaj nie mam czasu.

Wiele jeszcze przede mną: kolejne 50 000 będzie na pewno wyzwaniem, na które czekam z niecierpliwością. I z cierpliwością, która pomoże mi nauczyć się wymieniać żarówki ;-).

A na koniec odpowiedź na powracające w ustach różnych pasażerów pytanie: "a nie męczą ci się ręce, jak tak kierownicę trzymasz?": nie. I oby przez wiele kolejnych kilometrów się nie zmęczyły.