poniedziałek, 9 lutego 2015

Książka, której tytuł to jedno słowo

Przez żołądek do duszy... czyli Holyfood Szymona Hołowni.
Książeczka cieniutka, ale dobrze oprawiona (twarda okłada, całość szyta! nie tak znowu częste to w dzisiejszych czasach...), bardzo przyjemna w odbiorze - niechże jednak to stwiedzenie jej nie upupi. Niech będzie dla nas szklanką wody doprawionej sokiem z cytryny: napojem orzeźwiającym, dobrym na trawienie i nie pozwalającym na radosne zanurzenie się w fotelu z lekturą, gorącą kawą i, nie daj Boże, ciastkiem.

Choć Holyfood jest, poniekąd, o jedzeniu, samo w sobie jest raczej kilkuczęściowym polowaniem na wartościowe składniki diety. Opowieścią o tym, dlaczego warto udać się do pijalni wód i krok po kroku, spacerkiem, chłonąć zdrowotne właściwości wody źródlanej - i jakim imieniem ma być opatrzone źródło, z którego najlepiej jest czerpać (nie, nie jest to nasze imię; choć to z niego czerpiemy najczęściej). Historią mężczyzny, który poniewczasie dowiedział się, że zamiast modlić się przed piekarnikiem o to, by ciasto zaczęło rosnąć, powinien był przede wszystkim dodać proszku do pieczenia. 

Pewien minister był tam [w telewizji śniadaniowej - przyp. mój] przesłuchiwany przez moją wspinającą się (jej zdaniem) na wyżyny kunsztu koleżankę, która - rzecz jasna w imieniu społeczeństwa - dopytywała: "Panie ministrze, dzieci umierają, dorośli umierają, szpitale nie działają, karetki nie dojeżdżają, kiedy będzie lepiej?". "Pani redaktor, naprawdę sporo dzieci też zdrowieje, dorosłym również się zdarza, karetki ratują życie, mimo to staramy się, by było jeszcze lepiej...". "No właśnie! A dzieci wciąż umierają, dorośli umierają, szpitale i karetki nie działają! To kiedy, kiedy wreszcie będzie lepiej?!" "Powtarzam, pani redaktor, że się staramy, że robimy wszystko, ale to jest proces, to nie magia..." "Panie ministrze, dość tych piarowskich sztuczek, niech pan nie odwraca kota ogonem, niech pan wreszcie wyjaśni społeczeństwu, umęczonemu, udręczonemu, czekającemu na wytchnienie w fundowanych im przez was kazamatach: kiedy będzie lepiej?!" "W czwartek."

Podobno nie ma głupich pytań, są tylko głupie odpowiedzi. Ale ta nie jest ani w połowie tak absurdalna, na jaką wygląda. Hołownia przez całą swoją książkę udowadnia, że to od każdego z nas zależy, kiedy będzie lepiej - może w czwartek, w piątek... a może już w środę? Nie stawia się bynajmniej w roli coacha-magika, który próbuje nam wmówić, że nasze myśli ukształtują odpowiednio wymarzoną rzeczywistość. Wręcz przeciwnie, pokazuje nam, że od nas zależy tylko jedno - czy będziemy dalej próbowali bezskutecznie zasuwać na naszych niemal całkowicie wyczerpanych już akumulatorkach, czy podłączymy się do mocnego źródła zasilania. Skąd je jednak wziąć?

Monter z zakładu energetycznego nie musi być mądry jak Leszek Kołakowski oraz piękny jak Olivier Janiak, on ma mi podłączyć prąd. I podłącza. I ten prąd działa. Napędza mi świat. I on wtedy świeci.

Choć każdy z nas musi podjąć samodzielnie decyzję o włączeniu przycisku ON na zasilaniu, to pojawia się pytanie, co dalej. Agregat prądotwórczy mamy, entuzjazm rośnie z każdą chwilą... ale jak te wszystkie nasze sprawy podłączyć? Jak to konserwować?
Można systemu za coś nie lubić. Można widzieć w nim błędy, można próbować je naprawiać. Co jednak mnie dziwi, to brak wiary w system - z jednej strony całkowicie zrozumiały, z drugiej jednak nieco paradoksalny. Żyjemy w świecie systemów. Opieramy całą naszą egzystencję na systemach - korzystając z banku, telefonu, komputera; ba, nawet z toalety (wszak i sieć kanalizacyjna jest - dość skomplikowanym - systemem). Oczywiście, są one zawodne. Nawet nasze osobiste systemy (bo czym innym jest choćby układ trawienny czy krwioobieg) nierzadko zawodzą. Częściej nawet niż inne. I co wtedy? Przestajemy wierzyć w system? 

Pablo Picasso, Le Peintre, 1930
Nie możemy się w pewnym momencie wypisać z naszego ciała i powiedzieć: "sam poradzę sobie dużo lepiej, po co mi moje przestarzałe, goniące w piętkę systemy, które wyciągają ode mnie pieniądze na lekarstwa, ciuchy, wakacje...". Możemy w nim biernie i fatalistycznie trwać aż do kompletnego upadku. Możemy w nim trwać, podejmując jednak akcje naprawcze Każdy lekarz powie, że najlepszym lekarstwem dla organizmu jest ruch!

Nie umieraj z pragnienia wpatrzony w reklamę coca-coli, gdy pod nosem masz źródło żywej wody.
Hołownia pokazuje - tu jest źródło, a tak możesz nabrać wody... Opowiada, co się stanie, jeśli się jej napijesz. Ale tak naprawdę żaden z rozdziałów nie wyczerpuje tematu - dokończyć go możesz tylko ty sam, jeśli wypijesz choć kroplę.

I choć książka Hołowni absolutnie nie jest o jedzeniu, to jeśli zechcesz spróbować, drogi Czytelniku, życzę Ci smacznego - bo wiem, że będzie pysznie.

3 komentarze:

  1. sieć naszych pragnień
    sieć naszych bliskich
    sieć naszych wyborów

    OdpowiedzUsuń
  2. Zawsze ceniłam Hołownię. To jest taki wyważony głos wśród zgiełku.

    Duś

    OdpowiedzUsuń
  3. Miło mi to słyszeć, Dusiu - tym bardziej, że Twój wyważony głos bardzo też cenię. :-)

    OdpowiedzUsuń