Choć na co dzień muzyka gra po prostu w ludzkich sercach, to potrzebuje jednak również mniej trwałych, choć bardziej namacalnych nośników.
Kiedyś słuchało się płyt gramofonowych, radia i kaset magnetofonowych (a ile było emocji podczas nagrywania! co prawda ja już rocznikowo - stety/niestety - nie do końca pasuję do obrazu zgrywania nocami całych płyt, ale nagrywania z list przebojów moich ulubionych piosenek nikt mi nie odbierze). Doskonale pamiętam swoją pierwszą płytę CD, była to "Ale jestem" Anny Marii Jopek.
Zasłuchiwałam się długimi godzinami: uważnie, wyłapując każde słowo (choć wtedy jeszcze przygotowywano książeczki z tekstami, teraz już tego brak...) i dźwięk lub zupełnie beztrosko, robiąc kilka innych rzeczy jednocześnie.
Dziś, kiedy ta płyta jest już pełnoletnia, a każdy ma dostęp do dowolnej muzyki via internet, warto posłuchać inaczej. Na wielkiej scenie, przy ogromnym instrumentarium i "sprzętarium", na świeżym powietrzu, wśród przyjaciół.
Albo w nieco innym klimacie, gdzie całą przestrzeń wokół ciebie wypełniają dźwięki, gdzie instrumenty są na wyciągnięcie ręki, a głos trafia od razu gdzieś do wnętrzności... również wśród przyjaciół.
Bo choć każdy z nas potrzebuje w życiu małego sam na sam z muzyką, żeby się poznać i dobrze w swoim towarzystwie poczuć, to nie ma nic przyjemniejszego niż oczy roziskrzone tymi samymi dźwiękami co nasze, wspólne bębnienie w stolik i kiwanie głowami. Tak, jak napisał C.S. Lewis: "Przyjaźń rodzi się w momencie, gdy jedna osoba mówi do drugiej: Co? Ty też? Myślałem, że tylko ja".
jak ja już daaawno nie byłam na koncercie...
OdpowiedzUsuńkilka lat wstecz na "Madredaus", potem nie
wyrobiłam się posłuchać wspaniałej Cesarii
Evorii, ech...
ale niebawem będę z córą słuchać polskich
wykonawców ze studia Akkantus :)
A ja ich niedawno odkryłam na YouTube! Niesamowite :) młodzi, fajni ludzie z pasją :)
OdpowiedzUsuńja też raczej nie bywa(ła)m, ale ostatnio mam bardzo dobrą passę koncertową i powiem Ci, że faktycznie apetyt rośnie w miarę jedzenia!