niedziela, 29 listopada 2015

Wszystkie książki mojego taty

Czyli: książka w morskich klimatach i klasyka przygody (polskiej). A pośrednio: książka, którą zawsze chciałam przeczytać.
Może "wszystkie" to nieadekwatne określenie trzech książek z jego młodzieżowego księgozbioru, a przynajmniej tej jego części, która zawędrowała do naszego rodzinnego domu, ale brzmi odpowiednio zachęcająco jako tytuł.

- uwaga-
Post jest nieco oszukany - żadnej z tych książek w tym roku nie przeczytałam. Ale żyją one dość mocno w mojej pamięci, zaś kolejnych pozycji o takiej tematyce raczej z przyczyn czasowo-technicznych nie będę mieć w rękach, więc...
 
1. "Dzieci kapitana Granta" - trzytomowa powieść J. Verne'a, doskonale znanego z innych książek; klimaty są nader morskie, ponieważ młodzież  w postaci Roberta i Mary Grant, pod opieką Lorda Glenarvana, płynie statkiem do Patagonii, Australii i Nowej Zelandii, by odszukać swojego zaginionego ojca. Świetna powieść młodzieżowo-podróżnicza, choć tak naprawdę najbardziej w mojej pamięci utkwił dr Jakub Paganel, który, chcąc nauczyć się języka hiszpańskiego, nieustannie czytał (w oryginale):

2. książkę, którą zawsze chciałam przeczytać (właśnie przez Paganela), czyli "Luzjady" Luísa Vaz de Camõesa. Jest to poemat, w którym opisane są poszukiwania drogi do Indii (oczywiście też morskiej) oraz wyprawa Vasco da Gamy. Pech chciał, że Camões był... Portugalczykiem. I "Luzjady", portugalski epos narodowy, napisany był, jak już się pewnie domyśliliście, po portugalsku. Jak widzicie, wątek humorystyczny w "Dzieciach kapitana Granta" jest dość oczywisty...

3. Pod trójeczką mamy "Tomka na Czarnym Lądzie" i "Tomka w Gran Chaco", podciągnę jednak cały cykl Alfreda Szklarskiego o Tomku Wilmowskim pod "klasykę przygody". Wciągający, edukacyjny (czasem zbyt toporny pod tym względem, ale lubiłam się dowiadywać nowych rzeczy), rozbudzający wyobraźnię i chęć podróżowania. Niech pierwszy rzuci kamieniem, kto nie chciał być Tomkiem Wilmowskim lub z miejsca wyjść za pana Smugę... no dobrze, panowie pewnie nie chcieli, ale wiem, że choć nie byłam tego świadoma, miałam co najmniej dwie rywalki w Małopolsce. ;-)

6 komentarzy:

  1. Może sięgnę niedługo po Verne'a, ale nie wiem czy zacznę od tej pozycji. Długo nie miałam ochoty, ale kto wie?
    Po Serii niefortunnych zdarzeń, którą muszę czytać w oryginale i nadal nie skończyłam uważam, że czytanie w oryginale jest przereklamowane jednak...

    Duś

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zależy, co się czyta :) Na przykład Pratchetta kocham i w oryginale, i w tłumaczeniu, bo językowo i jedna, i druga wersja jest prze-ge-nial-na. Natomiast po coś się książki jednak tłumaczy i nie jest to praca jedynie językowa - bo ktoś nie rozumie, dajmy na to, po portugalsku. Cały kontekst kulturowy trzeba uchwycić.

      Usuń
  2. Tomek <3 dzis pewnie byłby to Jan, ale że chciałam zostać archeologiem...

    OdpowiedzUsuń
  3. ha, serię niefortunnych zdarzeń znam jeno z filmowej adaptacji, dość ciekawej jak
    na mój gust - choć już nie wyobrażam sobie filmu na podstawie książki pt. "Ocean
    przygody" Georges'a Blond'a - wielce morskie klimaty, łechcące mą wyobraźnię,
    zatem - z całą świadomością Twemu Tacie to dwutomowe czytadło polecam :)))

    OdpowiedzUsuń