Czego boisz się najbardziej?
Bomba wybuchnie w barze trzynasta dwadzieścia. Teraz mamy dopiero trzynastą szesnaście. Niektórzy zdążą jeszcze wejść. Niektórzy wyjść.
Może śmierci - bo śmierć to koniec tego, co znasz. Bo już nie przytulisz, nie zobaczysz, nie usłyszysz, nie powiesz, nie zaangażujesz się, nie poznasz, nie zaprosisz, nie zostaniesz zaproszony... nie będziesz. I cokolwiek będzie wtedy przed tobą (a wierzę, że będzie to wspanialsze, niż my sobie wyobrażamy), bezpowrotnie utracisz to, co zostawisz za sobą.
Może śmierci swoich bliskich, tego, że nie uda ci się ich ochronić, że ich stracisz, że świat ich straci, że oni stracą to, co mogliby przecież jeszcze...
Terrorysta już przeszedł na drugą stronę ulicy. Ta odległość go chroni od wszelkiego złego no i widok jak w kinie:
Może tego, że sprawy wymkną ci się spod kontroli. Tego, że ktoś inny będzie miał w swoich rękach twój los i wykorzysta swoją wolną wolę, by tobie tę wolność odebrać.
Może przypadkowości. Tego, że pojedziesz nie do tego miasta, wybierzesz nie ten sklep, spóźnisz się o za małą liczbę minut lub będziesz za wcześnie - przypadkiem.
Może bezsilności. Tego, że będziesz siedział przykuty do telewizora, tak jak 11 września i w wiele innych, tragicznych dni, i nie będziesz wiedział, co masz zrobić.
Kobieta w żółtej kurtce, ona wchodzi. Mężczyzna w ciemnych okularach, on wychodzi. Chłopaki w dżinsach, oni rozmawiają. Trzynasta siedemnaście i cztery sekundy. Ten niższy to ma szczęście i wsiada na skuter, a ten wyższy to wchodzi.
Wiesz, jaka jest różnica pomiędzy strachem i lękiem? Nasze lęki nie muszą mieć racjonalnej podstawy. Możemy "lękać się" czarnego kota, pająków, piątku 13., wyjść z łóżka, wyjść za mąż - i to wszystko będzie tylko w naszej głowie (co nie oznacza, że będzie mniej poważne). Boimy się natomiast rzeczywistości, zagrożenia, które istnieje i które może zaatakować w każdej chwili. A zatem - czy mamy się czego lękać? A czy mamy czego się bać?
Trzynasta siedemnaście i czterdzieści sekund. Dziewczyna, ona idzie z zieloną wstążką we włosach. Tylko że ten autobus nagle ją zasłania.
Trzynasta osiemnaście. Już nie ma dziewczyny. Czy była taka głupia i weszła, czy nie, to się zobaczy, jak będą wynosić.
Każdego dnia mamy ze sobą tę zieloną wstążkę przy sobie. Każdego dnia możemy wybierać - czy być głupim i wchodzić tam, gdzie nas potrzebują czy być mądrym i ukrywać się, póki się da. Co jest głupotą a co mądrością, to się zobaczy, na koniec.
Trzynasta dziewiętnaście. Nikt jakoś nie wchodzi. Za to jeszcze wychodzi jeden gruby łysy. Ale tak, jakby szukał czegoś po kieszeniach i o trzynastej dwadzieścia bez dziesięciu sekund wraca po te swoje marne rękawiczki.
Co masz? Czego nie masz? Czy kiedykolwiek odpowiedziałeś szczerze, co zabrałbyś na bezludną wyspę? Bo może się okazać, że będziesz musiał zdecydować się w mgnieniu oka, bez opcji "Cofnij".
Jest trzynasta dwadzieścia. Czas, jak on się wlecze. Już chyba teraz. Jeszcze nie teraz. Tak, teraz. Bomba, ona wybucha.
Bomba, ona wybuchnie. Ale to jest nieważne, Liczy się ten czas, który jest przed. Terrorysta, on patrzy na ciebie teraz. Jak wchodzisz, wychodzisz, wracasz, pomagasz, odchodzisz, kręcisz się w kółko lub zmierzasz do celu. W tym ułamku wieczności pomiędzy twoim punktem A i jego punktem B, chce cię złapać, przestraszyć, uwięzić. Unieszkodliwić. Wtedy, ona wybuchnie; już nie będzie przeszkód.
Gdzie rodzi się twoja odwaga?
W tytule i w cytatach zamieszczony został wiersz Wisławy Szymborskiej Terrorysta, on patrzy.
dłuuugo roztrząsałam, co czuli ludzie, wiedząc, że za chwilę zginą -
OdpowiedzUsuńkatastrofy samolotowe choć dość błyskawiczne - a przecież w ciągu
kilku minut można doznać tylu mikroobjawień, żalu, złości, tęsknoty,
strachu też - ale chyba najwięcej jest wtedy żalu...
gdy czytałam, że ktoś oddał miejsce w samolocie tuż przed odlotem,
świadomość, że niejako wepchnęło się go w ramiona wszechogarniającego
ognia, ale i samemu - zostało jeszcze na ziemi - to myśl będąca i ulgą i
katuszą jednocześnie...
po załamaniu się hali, w której legło mnóstwo miłośników gołębiarzy - wciąż
miałam w głowie wizję - leżących ludzi bez ruchu - a wokół jak złowieszczo
dzwoniące beznamiętnie i nadaremno - multum telefonów komórkowych,
bezużytecznych już aparatów... apokalipsa telefonii komórkowej...
Chyba najwięcej żalu, bo z tymi myślami, nagle uświadomionymi uczuciami, zrozumieniem tej czy innej sytuacji nic już nie zrobimy. Choć nie wiem, czy tak naprawdę jest na to czas w tej gonitwie myśli... tyle wszystkiego jednocześnie...
OdpowiedzUsuńPoczucie winy tego, który przeżył - niewyobrażalne zapewne.
I te dzwoniące w pustkę telefony, element mojej własnej galerii lęków, na szczęście rzadko odkurzany.
Jeszcze to poczucie, że to mogło zdarzyć się wszędzie, że następnym razem to możemy być my, nasi bliscy... dlatego nie wolno się bać.
Cierpienie, ból, śmierć zawsze pozostaną dla tych co nie cierpią, nie bolą, nie umierają pewną tajemnicą... Do czasu. Pozostaje nadzieja na przyszłość, wiara że będzie dobrze jakkolwiek będzie i miłość do ludzi tu i teraz oraz pamięć że wszystko jest ulotne i powinniśmy cieszyć się i dziękować za nasze i bliskich życie, bo to wielki a niedoceniany często dar.
OdpowiedzUsuńRacja :)
Usuń