środa, 11 marca 2015

"Z-boczona historia kina" Slavoja Žižka

Odhaczyć mogę, bo oglądałam (fragmentarycznie, przyznaję) na zajęciach z filmu współczesnego; uwierzcie, nie ma potrzeby oglądać ponownie. Žižek jest/bywa bardzo popularnym myślicielem, przede wszystkim zaś psychoanalitykiem, jednak skupia się za bardzo na psychoanalizie freudowskiej, więc - dziękuję, postoję. Oczywiście, każde narzędzie w skrzynce z narzędziami może okazać się kiedyś przydatne, ale on jest dla mnie jak, hm... jakie narzędzie używane jest najrzadziej i ze sporą dozą pobłażliwości i niechęci? Nie wiem, pozostawiam to moim męskim Czytelnikom do oceny (to nie gender, też używam, ale tych najpopularniejszych...). 
Przypadkiem jednak, szukając jakiejś inspiracji do tego, by jednak notkę napisać i sprostać Wyzwaniu, trafiłam na takie oto słowa tegoż filozofa: Chrześcijaństwo to zbyt poważna sprawa, żeby ją zostawić Kościołowi katolickiemu
Pominę w tym momencie wkład wszelkich chrześcijańskich denominacje w formację katolicką - w duchu ekumenizmu, a także niepodszytym żadną (nawet najlepszą) ideologią pragnieniu wzrostu, ten wkład zawsze był przyjmowany i doceniany. Właściwie, pominę całą kwestię denominacji. "Katolickości", "chrześcijańskości". Žižek ma tu rację w fundamentalnej kwestii - Chrześcijaństwo to zbyt poważna sprawa, żeby ją zostawić. Komukolwiek. Trzeba się nim "zająć" samemu.
C.S. Lewis, pisarz i myśliciel zdecydowanie bardziej z mojej "bajki", napisał, że Chrześcijaństwo, jeśli jest fałszywe, nie ma żadnego znaczenia, jeśli jest prawdziwe, ma znaczenie nieskończone. Jedyne czego nie może, to mieć umiarkowanego znaczenia. Dlaczego zatem nie chce nam się sprawdzić, czy jest prawdziwe?
Nie zostawiajmy tego nikomu. Szukajmy. Idźmy na kurs Alfa, porozmawiajmy z wierzącym przyjacielem - wbrew pozorom, każdy ma jakiegoś, zacznijmy czytać, przemyślmy sprawę. Bo powiedzieć, że Kościół katolicki nie ma racji jest najłatwiej. Trudniej zmierzyć się z tym, że może ją mieć.

1 komentarz:

  1. "Z-boczona..." to film, którego nigdy nie zapomnę, to dla mnie, również ze względu na ludzi, z którymi go oglądałam - Historia, która "raz wystarczy". Chylę czoła przed przenikliwością Lewisa - cenię ludzi, którzy mają nawet o 180 stopni różne ode mnie poglądy, gdy są podparte osobistym przemyśleniem/doświadczeniem; a faktem jest, że takich ludzi spotkać można "na Alfie".

    OdpowiedzUsuń