poniedziałek, 9 marca 2015

O miłości...

...czyli za dużo mam na głowie - wezmę sobie więcej.
Właściwie tak to z moją miłością do filmów się zdarzyło: zawsze gdzieś poza czasem i przestrzenią - w domu, "na laptopie", w telewizji, w kinie, w sali uczelnianej, w sali klubowej, w teatrze (krótkometrażówki beckettowskie w Teatrze Słowackiego, cudo!), sama, z rodziną, z przyjaciółmi, z obcymi... codziennie, co drugi dzień, przed egzaminem, po egzaminie, po pracy, w święta i dni robocze.
Jak każda miłość, gdzieś po drodze złamała mi serce, potem wróciła już nieco odmieniona i bardziej ustatkowana. Nie byłabym jednak sobą, gdybym nie wrzuciła na ruszt tego:
Tym bardziej, że widziałam właśnie niedawno Kolekcjonera kości (dzięki, MoxieFun!), który "zaliczyłby" mi punkt Film z Denzelem Washingtonem.
Jeśli lubisz kryminały, obejrzyj.
Jeśli lubisz filmy o tym, jak rozgryźć samego siebie, obejrzyj.
Jesli czujesz, że Twoje życie już niewiele znaczy, obejrzyj. 
Jeśli nie czujesz się na siłach, by sprostać wyzwaniom dnia codziennego, obejrzyj.
Jeśli lubisz filmy o miłości, która przychodzi w najdziwniejszych momentach życia, która ma podstawy w czymś więcej niż przepastne błękitne oczy lub blond loczki, obejrzyj.
Jeśli lubisz Angelinę Jolie, obejrzyj. Zwłaszcza, jeśli lubisz ją za to, że potrafi zagrać i zagubienie, i siłę, i strach, i miłość. Jeśli podobała Ci się w Czarownicy (a nawet, jeśli nie).
Jeśli lubisz dobre filmy, obejrzyj.



1 komentarz:

  1. A nie mówiłam! No i jeszcze ta piosenka na napisach (przypomniała mi się licealna miłość).

    OdpowiedzUsuń